Środki pieniężne mocno ograniczone, ponieważ są rzeczy ważne i ważniejsze, a potrzeba choćby najmniejszych zmian nadal silna. Postanowiłam więc skorzystać z pomysłu skandynawskich blogowiczek i używając dostępnych moich skromnych zasobów, zaaranżowałam sobie doniczki na świeczniki, proste i całkiem niebrzydkie. Na chwilę obecną nie posiadam ceramicznych, nic to jednak przecież, bo białe też są niczego sobie.
Ponieważ róże moje piękne już zwiędły a chryzantemy ciągle żywe, wrzuciłam je do tacy wypełnionej wodą i przedłużyłam chwile radosnego upajania się widokiem kwiatów (wiem wiem, to już było, ale sposób na wykorzystanie resztek bukietów godny powtórzenia). Świeczek pływających nie mam ale te nawet sobie dzielnie radziły w wilgotnych warunkach, w jakich przyszło im spełniać swe zadanie.