Ostatnio dekoracje i wszelkie tego typu wydatki zeszły na dalszy plan, jest i bez nich dość barwnie i kolorowo a otóż i sprawcy barwnego rozgardiaszu:
Egzemplarz numer 1 z pewnością wszystkim znany, świetny pan Łoś ze Szwecji, przybrany szalem z grzechotek, którymi Lili bawiła się może ze dwa razy. Pana Łosia póki co ujeżdżam ja sama we własnej osobie, coby Potomkę przekonać, że zabawa to przednia :))))))
Egzemplarz numer 2 to wózek pchacz, przy którym Lili nabiera odwagi do dreptania na dwóch nóżkach i pomyka przy nim niczym torpeda. Zające w nim siedzą, bom je tam umieściła, samej użytkowniczce są one zupełnie obojętne a wręcz z pewnym wyrazem zniechęcenia wyciągnęła je kiedyś z wózka. A co tak będą na gapę jeździły???
I wreszcie postanowiłam regał zamienić miejscem z szafą, a z tej to przyczyny, że jednak większość czasu spędzamy w pokoju dziennym, a przenoszenie zabawek z jednego pomieszczenia do drugiego nie miało sensu. Rozdzieliłam więc zabawki owe na dwie grupy i część z nich wydobywana jest przez Potomkę ze skrzyni umieszczonej pod łóżeczkiem, a pozostałe w koszach i innych pojemnikach spoczywają na dolnych półkach regału i są systematycznie przeze mnie tam układane.
Górne półki puste, bo Lili i tak tam nie sięga.