Ankieta czytelnicza
Zaproszona przez Ivon777 i Sylwię15a odpowiadam na dziesięć pytań:
1. O jakiej porze dnia czytasz najczęściej?
Zazwyczaj dopiero wtedy, gdy uporam się z codziennymi obowiązkami, czyli popołudniu lub wieczorem. Wyjątkiem są weekendy, kiedy to czytaniu mogę poświęcić nawet kilka godzin, z przerwami na posiłki.
2. Gdzie czytasz?
Właściwie tylko na kanapie, w łóżku bardzo rzadko, czasami na balkonie ale meble tam niewygodne i najczęściej po pół godzinie przenoszę się na kanapę i tak.
3. Jeśli czytasz na leżąco, to najczęściej na plecach czy na brzuchu?
Raczej na dowolnie wybranym boku... Lub w pozycji półsiedzącej :)
4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Bo ja wiem... Różne różniste.
5. Jaką książkę ostatnio kupiłaś?
"Przeminęło z wiatrem" Margaret Mitchell dla mnie i "Bunt w Sobiborze" dla mojego chłopa. On lubi takie wojenno - powstańcze tematy, ja lubię kupować klasyki.
6. Co czytałaś ostatnio?
Niech będzie ostatnich pięć: "Ptaki ciernistych krzewów" Colleen McCullough, "Córka opiekuna wspomnień" Kim Edwards, "Ziemia obiecana" Władysława Reymonta, "Moby Dick" Hermana Melville'a, "Pokuta" Iana McEwana.
7. Co czytasz aktualnie?
"Przeminęło z wiatrem" :))) Ponieważ jestem z tych powolnie czytających czeka mnie długa przygoda.
8. Używasz zakładek czy zaginasz "ośle rogi"?
Książek nie niszczę, choć niestety często chrupię coś czytając lub, co gorsza, zjadam tabliczkę czekolady, co nie może pozostać bez śladu na którejś z kartek :( Wkładam między kartki, to co mam pod ręką, serwetkę, chusteczkę, kawałek gazety, a gdy już nic nie przychodzi mi do głowy odwracam książkę otwartą, okładką do góry, co wywołuje szczyt niezadowolenia u mojego chłopa...
9. Co sądzisz o książkach do słuchania?
Ja mam słuch trochę słaby, więc takie udoskonalenie nie dla mnie, a raczej dla osób niewidomych lub niedowidzących.
10. Co sądzisz o e-bookach?
Nie korzystałam nigdy i nawet nie wiedziałabym, gdzie takich szukać. Czytanie z ekranu monitora byłoby dla mnie zbyt męczące.
Do zabawy zapraszam Benię i Kamę.
1. O jakiej porze dnia czytasz najczęściej?
Zazwyczaj dopiero wtedy, gdy uporam się z codziennymi obowiązkami, czyli popołudniu lub wieczorem. Wyjątkiem są weekendy, kiedy to czytaniu mogę poświęcić nawet kilka godzin, z przerwami na posiłki.
2. Gdzie czytasz?
Właściwie tylko na kanapie, w łóżku bardzo rzadko, czasami na balkonie ale meble tam niewygodne i najczęściej po pół godzinie przenoszę się na kanapę i tak.
3. Jeśli czytasz na leżąco, to najczęściej na plecach czy na brzuchu?
Raczej na dowolnie wybranym boku... Lub w pozycji półsiedzącej :)
4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Bo ja wiem... Różne różniste.
5. Jaką książkę ostatnio kupiłaś?
"Przeminęło z wiatrem" Margaret Mitchell dla mnie i "Bunt w Sobiborze" dla mojego chłopa. On lubi takie wojenno - powstańcze tematy, ja lubię kupować klasyki.
6. Co czytałaś ostatnio?
Niech będzie ostatnich pięć: "Ptaki ciernistych krzewów" Colleen McCullough, "Córka opiekuna wspomnień" Kim Edwards, "Ziemia obiecana" Władysława Reymonta, "Moby Dick" Hermana Melville'a, "Pokuta" Iana McEwana.
7. Co czytasz aktualnie?
"Przeminęło z wiatrem" :))) Ponieważ jestem z tych powolnie czytających czeka mnie długa przygoda.
8. Używasz zakładek czy zaginasz "ośle rogi"?
Książek nie niszczę, choć niestety często chrupię coś czytając lub, co gorsza, zjadam tabliczkę czekolady, co nie może pozostać bez śladu na którejś z kartek :( Wkładam między kartki, to co mam pod ręką, serwetkę, chusteczkę, kawałek gazety, a gdy już nic nie przychodzi mi do głowy odwracam książkę otwartą, okładką do góry, co wywołuje szczyt niezadowolenia u mojego chłopa...
9. Co sądzisz o książkach do słuchania?
Ja mam słuch trochę słaby, więc takie udoskonalenie nie dla mnie, a raczej dla osób niewidomych lub niedowidzących.
10. Co sądzisz o e-bookach?
Nie korzystałam nigdy i nawet nie wiedziałabym, gdzie takich szukać. Czytanie z ekranu monitora byłoby dla mnie zbyt męczące.
Do zabawy zapraszam Benię i Kamę.
Bluszcz
Ficus benjamina
Mój najnowszy nabytek, niewielki beniamin, niczym bonsai a znacznie od niego tańszy. Udało mi się, a właściwie mojej mamie, znaleźć, wśród mnóstwa innych drzewek, właśnie takie, karłowate, idealne do umieszczenia w starej wazie. Nie tam żadne pięć gałązek owiniętych wokół siebie, rosnących prosto w górę. Mam tylko nadzieję, że dobrze zniesie rozłąkę z przyjaciółmi ze sklepowej półki i spodoba mu się jego nowe miejsce...
Kwieciste kieszonki
Żadna tam ze mnie krawcowa, ale odkurzyłam dziś moją maszynę do szycia i machnęłam od rana takie cosik. Ten egzemplarz kieszonek na piloty przeznaczony jest na podarunek i szyty na specjalne zamówienie swojego przyszłego właściciela. Ale kto wie, może więcej takich wyprodukuję :)))
I jeszcze z tego materiału uszyłam kieszonki na różne różności, jeszcze nie wiem, jakie...
Kupić, nie kupić
Wiedziałam, że jeżeli nie wejdę w posiadanie tego świecznika , to nic się nie stanie, ale żałować będę. A jeżeli przytacham go do domu, żałować będę, że znów wydałam pieniądze... Ostatecznie lepiej żałować, że się coś zrobiło niż nie, świecznik zawisnął i już spełnia swój obywatelski obowiązek, świeca ta zbyt masywna ale deficyt u mnie odpowiednich ostatnio...
Kreteńska pamiątka
Przywiozłam sobie z wyspy ceramiczny lampion. Mój wybór padł na wzór serduszkowy, sama nie wiem, czemu nie wybrałam czegoś bardziej greckiego??? Jego urok w pełni się uwidoczni wiosenną porą, kiedy to na balkonie nastąpią kolorystyczne zmiany a sam lampion zawiśnie bądź na ścianie, bądź nad stołem... a póki co w jesiennej scenerii.
Na balkonie wiatr hula, zimno tam i robić się nic nie chce... Już powietrze takie inne, październikowe, aż by się chciało włożyć kolorowy szalik i rękawiczki, i pobiec do parku, gdzie z drzew zaczynają opadać kolorowe liście. Cieszy mnie fakt ten, bo uwielbiam szelest suchych liści pod stopami (a właściwie butami)... A tu niestety za ścierę i porządki jesienne czas zacząć...
Na balkonie wiatr hula, zimno tam i robić się nic nie chce... Już powietrze takie inne, październikowe, aż by się chciało włożyć kolorowy szalik i rękawiczki, i pobiec do parku, gdzie z drzew zaczynają opadać kolorowe liście. Cieszy mnie fakt ten, bo uwielbiam szelest suchych liści pod stopami (a właściwie butami)... A tu niestety za ścierę i porządki jesienne czas zacząć...
Kreta c.d.
Żółwie znaleźliśmy w końcu w nieco mniej turkusowej wodzie :))) Niedziela okazała się być deszczowa (na Krecie pada średnio 25 dni w roku, więc mieliśmy szczęście trafić na jeden z tych kilku dni...) i owocna mimo wszystko, zobaczyliśmy mnóstwo urzekających uliczek w Rethymnonie, niemożliwością było obfotografować je wszystkie, mam wreszcie tylko jedno jedyne zdjęcie i to ze mną w roli głównej...
Czyż nie piękna inspiracja??? Jednak najbardziej inspirująca okazała się wyprawa na Santorini. Wspaniała gra bieli i błękitu, przełamana zielenią i malinowym różem pięknych kwiatów. Nic już więcej nie powiem, po prostu patrzcie...
A na szarym końcu smutny osiołek. Było tam takowych cała osiołkowa stacja! Bo na Santorini jest więcej wina niż wody, więcej kapliczek niż domów i więcej osiołków niż ludzi!!!
Kreta
Pobyt na Krecie był tak krótki, że niestety nie udało nam się zobaczyć wielu miejsc, które bym chciała, mam jednak nadzieję, że kiedyś uda nam się tam wybrać jeszcze raz. Wylądowaliśmy tam w środę, tydzień temu. Heraklion wydał mi się brzydki, jakby jeszcze nieskończony, a już zniszczony. Bo co za rozkosz konsumpcji czegokolwiek w tawernie urządzonej niezwykle przyjemnie, kiedy nad nią wznosi się piętro domu w stanie, nazwijmy to surowym otwartym? Na szczęście pobyt w tym największym mieście Krety ograniczył się do lotniska i transferu do hotelu. Potem droga do hotelu, piękne skaliste wybrzeże, a nad nim wiszą fabryki... Wtedy sobie pomyślałam, to ma być ta cudowna Kreta???
I nareszcie hotel, niezwykle malownicze miejsce, pięknie położony, bo nad samym morzem, mnóstwo niewielkich budynków połączonych ze sobą, przepiękna roślinność, urocze zakamarki pełne kwietnych kompozycji i niestety pustych już donic ceramicznych, bo niestety, koniec września to już i koniec okresu wegetacyjnego... Pozostało mi tylko wyobrazić sobie, jak pięknie musiało tam być w środku lata. Same pokoje skromne ale my nigdy nie oczekujemy zbyt wiele w tej kwestii, bo nie zamierzamy urlopu w nich spędzać. Jedzenie raczej monotonne, następnym razem zrezygnujemy z opcji wyżywienia, bo ten mój grubasek pędzi potem z każdej wycieczki na godzinę wydawania posiłków :)))
Ponieważ dotarliśmy tutaj dopiero wieczorem, wypili kilka drinków w hotelowym barze i zasnęliśmy w naszym pokoiku bardzo szybko, co zresztą miało miejsce w każdy kolejny wieczór :) Na brak snu narzekać nie mogę :)
Pierwszego dnia leżakowaliśmy a potem wybraliśmy się na wieczorny spacer plażą do sąsiedniej miejscowości, bo w tej naszej niewiele się działo. Silny wiatr nam towarzyszący, mrok, błyski gdzieś na horyzoncie i cypelek, który z dala wyglądał tak jakby góra wyrastała po prostu z morza... Straszno mi było, dobrze że sama się na tę wyprawę nie wybrałam. Mieliśmy nadzieję na ładną kolacyjkę w przytulnej tawerence, których nie brakowało, tylko, że po dojściu tam miałam ochotę jedynie na szklankę świeżego soku. I powrót do łóżeczka. Tak więc chłopisko moje swój głód zaspokoiło małym gyroskiem i poczuło się zadowolone, mogliśmy wracać. Do niewielkiego rachunku podano nam po "30" ouzo (bardzo miły gest, w Polsce na taki bym nie liczyła), czyli grecką wódkę o smaku anyżkowym. Tak więc chluśniem, bo uśniem i wrócilismy do hotelu.
Piątek zwyczajnie przeleżeliśmy ponieważ prognozy nie były najlepsze (i sprawdziły się) i nie wiedzieliśmy ile jeszcze słońca Kreta nam podaruje w ciągu naszego krótkiego pobytu.
W sobotę wsiedliśmy do ciuchci i ze staruszkami pomknęliśmy nad jedyne na Krecie jezioro słodkowodne i wtedy właśnie zakochałam się w Krecie na amen!!!
Pierwszego dnia leżakowaliśmy a potem wybraliśmy się na wieczorny spacer plażą do sąsiedniej miejscowości, bo w tej naszej niewiele się działo. Silny wiatr nam towarzyszący, mrok, błyski gdzieś na horyzoncie i cypelek, który z dala wyglądał tak jakby góra wyrastała po prostu z morza... Straszno mi było, dobrze że sama się na tę wyprawę nie wybrałam. Mieliśmy nadzieję na ładną kolacyjkę w przytulnej tawerence, których nie brakowało, tylko, że po dojściu tam miałam ochotę jedynie na szklankę świeżego soku. I powrót do łóżeczka. Tak więc chłopisko moje swój głód zaspokoiło małym gyroskiem i poczuło się zadowolone, mogliśmy wracać. Do niewielkiego rachunku podano nam po "30" ouzo (bardzo miły gest, w Polsce na taki bym nie liczyła), czyli grecką wódkę o smaku anyżkowym. Tak więc chluśniem, bo uśniem i wrócilismy do hotelu.
Piątek zwyczajnie przeleżeliśmy ponieważ prognozy nie były najlepsze (i sprawdziły się) i nie wiedzieliśmy ile jeszcze słońca Kreta nam podaruje w ciągu naszego krótkiego pobytu.
W sobotę wsiedliśmy do ciuchci i ze staruszkami pomknęliśmy nad jedyne na Krecie jezioro słodkowodne i wtedy właśnie zakochałam się w Krecie na amen!!!
Legenda głosi, że kiedyś w miejscu jeziora Kournas istniała osada, której mieszkańcy żyli w grzechu. Bóg zesłał więc ulewne deszcze aby ukarać grzeszników. Miasteczko zostało zatopione a w jego miejsce powstało jezioro. Zginęli wszyscy z wyjątkiem pięknej córki pastora, którą Bóg ocalił ze względu na jej urodę i czystość. Opiekuje się ona teraz wszystkimi zwierzętami zamieszkującymi wody jeziora - żółwiami, złotymi rybkami i co tam jeszcze pływa, a czasami można ją spotkać myjącą swe piękne złote włosy... ;) Oczywiście był to wstęp zachęcający do wypożyczenia rowerów wodnych, dzięki którym można podziwiać bogactwo tego zakątka... Ale jak takiego pojazdu nie wypożyczyć, kiedy ma się przed oczyma wizję rybek, zółwi i innych żyjątek pływających w tej lazurowej wodzie? Oczywiście nic nie udało mi się zoczyć ale trochę sportu przynajmniej zażyliśmy :)
C.D.N.
Subscribe to:
Posts (Atom)