Dzisiaj święto, więc hałaśliwe prace renowacyjne muszę odłożyć na jutro (zabrałam się wreszcie za moją wiejską półkę). Kilka małych zmian można jednak było wprowadzić, od samego rana, bo zawsze tak mam, kiedy spędzę wieczór w mojej ulubionej Werandzie. Gdy tam siedzę (a siedzi się tam ostatnio dość długo, bo obsługa niestety fatalna, dawniej tak nie było) to już oczyma wyobraźni przesuwam meble w mieszkaniu, kupuję szmatki w lumpie i na aukcjach, zapalam świece, w wazony wstawiam świeże kwiaty. I następnego dnia zrywam się o świcie i biegam, i zmieniam, i strzelam fotki.
Soleirolia już przyklapnięta, ale jej zieleń wciąż jeszcze wspaniale kontrastuje z zimną szarością osłonki. Świece ocieplają kącik i dopełniają całości.
Kalanchoe - jeden z moich faworytów wśród kwitnących roślin doniczkowych, zwłaszcza jego pełna odmiana i zwłaszcza w tym właśnie bladoróżowym odcieniu.
Szydełkowa poszewka na podusię zakupiona w lumpeksie, najbardziej podoba mi się w niej okalający ją łańcuszek włóczkowych kwiatków.
W łazience butelki wypełnione szamponami, solami i innymi płynnościami. Nie lubię kosmetyków porozstawianych po wszystkich kątach i znalazłam sposób na pozbycie się wątpliwej urody kolekcji plastikowych opakowań. Na wannie stoi tylko to, co widzicie i kilka innych kąpielowych kosmetyków ukrytych w białym drewnianym wiaderku. Pozostałe kosmetyki są schowane w szafce nad umywalką.