"Kochany, kochany
Lecą z drzewa jak dawniej kasztany
Wprost pod stopy par roześmianych
Jak rudy lecą grad"
Lecą z drzewa jak dawniej kasztany
Wprost pod stopy par roześmianych
Jak rudy lecą grad"
Strata samochodu (w wyniku niegroźnej kolizji) sprawiła, iż, aby dostać się w określone miejsca, skuteczniej i efektywniej wykorzystujemy środki miejskiej lokomocji oraz własne nogi. Zakupy robimy w pobliskich sklepach i drogą internetową, i żyjemy jakoś tak mniej wygodnie ale chyba bardziej ekologicznie. I tak wczoraj właśnie, wracając od lekarza, spacerkiem szukając przystanku autobusowego, z którego pan kierowca zabrałby nas do domu, przejść musieliśmy przepiękną aleją drzew kasztanowych. Po deszczu kasztany po prostu lśniły i ja, jak taka sroka, najchętniej na czworaka, bo z brzuchem ciężko się schylać, zebrałabym je wszystkie. Opanować się jednak musiałam, bo jednak, choć ruch uliczny był tam niewielki, jakiś przypadkowy przechodzień mógłby się trafić i pomyśleć, że mój M wyprowadza żonę na spacerek. Więc nawpychałam w kieszeń płaszcza dwie garście z żalem zostawiając całą resztę. Ale mnie korci, żeby zrobić kasztanowego ludka... :D