Zwlekałam z napisaniem tego posta czekając aż nadejdzie taki weekend, kiedy światło będzie troszkę bardziej sprzyjało zrobieniu zdjęć. Nieprędko to jednak chyba nastąpi, więc proszę wybaczyć nieostrość. Atrapy kominków wyrastają na blogach jak grzyby po deszczu, na allegro znaleźć ich można mnóstwo, w internecie też roi się od przepięknych inspiracji. Mój wykonany jest z drewna olchy przez tego sprzedawcę, a którego serdecznie polecam, pod wymiar wkładu biokomika Real Flame. Jest on przystosowany do drewnianej zabudowy, więc bez obaw, nie będzie pożaru :))) Okazuje się, że nie stoi nic na przeszkodzie, aby mieszkając w bloku również cieszyć się ciepłem żywego ognia, ponieważ do montażu biokominka nie potrzeba żadnych skomplikowanych instalacji. Ogień nie jest może tak piękny, jak w kominku opalanym drewnem ale gdy się nie ma co się lubi...
Niestety bioetanol niezbędny do cieszenia się ogniem jest dość drogi, a spala się dość szybko. Szybciej niż podają producenci. Owszem można regulować wielkość płomienia, co pozwoli na wolniejsze spalanie ale wówczas płomień staje się bardziej niebieski (pewnie jest to spowodowane niższą temperaturą paliwa) i efekt taki niespecjalnie mi odpowiada. Paliwo w puszkach spala się rzeczywiście wolniej ale jest to spowodowane wyłącznie mniejszą powierzchnią spalania, aby uzyskać odpowiedni efekt, trzeba jednocześnie użyć trzech puszek, co jest znacznie kosztowniejsze, ponieważ paliwo puszkowe jest jednak droższe. Inną wadą jest specyficzny zapach, który niektórym może przeszkadzać, mi samej nie przeszkadza on zbytnio ale czasem uchylam okno, by był mniej wyczuwalny. Zaletą jest brak sadzy, pyłu, popiołu i innych takich, które powstają przy paleniu w zwykłym kominku i oczywiście brak konieczności posiadania wentylacji innej niż standardowa. Biokominek daje ciepło. Nasza niewielka strefa dzienna staje się odczuwalnie cieplejsza po jakichś 20 minutach...