Wracałam dziś sobie z pracy łąkami rosnącymi na moim rozbudowującym się osiedlu i znalazłam krzaczaste chabry w pobliżu jednego z nowych bloków. Rwać czy nie rwać? Nie miałam czasu się z nimi szamotać więc rwałam szybko z korzeniami i z tym pękiem chwasta przylazłam do domu. Drzwi otworzył mi mój chłop i jak zwykle puknął się w czoło widząc mnie z miotłą jakichś niebieskich badyli, jeszcze na dodatek z korzeniami i ziemią. A ja mu wręczam to naręcze ze słowami: kochany, kocham cię nad życie!!! ;) I co on na to? A gdzie jest chlebek dla mnie? Przytulił się do bochenka najzwyklejszego i zniknął w kuchni uradowany...